No tak... niby dalecy a bliscy już zaraz po przekroczeniu progu :) Po prostu wchodzi się do tego domu i już człowiek czuje się dobrze. Uśmiechnięci, wyluzowani, w lekkim pośpiechu (ale bez przesady) domownicy. Był czas na śmiechy, na pizzę, na luz. W dniu ślubu! Jak dobrze, że nikt nie zapomniał, że to ma po prostu być NAJPIĘKNIEJSZY DZIEŃ :) I choć pogoda kapryśna była nieco, to nie jestem pewna czy ktokolwiek zwrócił na to uwagę ;) Przyjemnie było zostać z Wami do świtu :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz